Agnieszka Holland znowu dała głos. Niestety, nie chodzi o piękną arię operową ani zapierającą dech w piersiach orację na sali koncertowej, ale o kolejną porcję kwiecistych uwag pod adresem naszej sceny politycznej. Zaskoczenie? Raczej takie, jak odkrycie, że woda jest mokra. Tym razem oberwało się Donaldowi Tuskowi i PSL-owi. I to nie tak delikatnie w stylu: „Może byśmy coś poprawili?”, tylko bardziej w typie: „Panowie, macie jakieś pojęcie o swojej robocie, czy tylko udajecie, że wiecie, co robicie?” No cóż, subtelność godna łomotu w kotły podczas koncertu deathmetalowego.
Reżyserka, znana na całym świecie, teraz postanowiła zostać naczelną krytyczką politycznych realiów nad Wisłą. Wygląda to trochę tak, jakby chciała zorganizować wielki casting: „Polityczne Talenty 2024”. Kto wie, może kiedyś zobaczymy plakaty: „Rząd szuka nowej obsady. CV i listy motywacyjne prosimy słać do Agnieszki Holland.” W końcu – jej zdaniem – obecnie panująca ekipa nie spełnia wymagań w kwestii praw kobiet, związków partnerskich, osób LGBT+ i innych spraw światopoglądowych. No tak, bo przecież scenariusz idealnej Polski to coś, co można dopisać między jednym a drugim dublem na planie filmowym.
Czy ktoś jest zaskoczony, że internet zareagował z szybkością i finezją rozwścieczonej ławicy piranii? Użytkownicy wbili się w temat jak w ciepłe bułeczki i nie zamierzali odpuścić. Zresztą, posłuchajcie sami:
- „Kto to jest? Nie znam” – wzdycha jeden z internautów, jakby zagubiony w świecie, w którym znani reżyserzy mają czelność wygłaszać opinie.
- „Ona wszystko miażdży. A może refleksja nad sobą?” – pyta inny, sugerując, że zanim ktoś zacznie zamiatać pod cudzym dywanem, mógłby spróbować najpierw podnieść własny.
- „Może w Holandii niech spróbuje…” – pada ironiczna propozycja, że skoro pani Holland tak bardzo nie pasują lokalne warunki, może powinna zmienić plener z polskiego na niderlandzki.
- „Nikt jej nie dogodzi… aborcja nie, a może eutanazja?” – komentuje ktoś wyjątkowo „taktowny”, udowadniając, że poczucie humoru naszych rodaków nierzadko orbituje w rejony bardzo czarnego humoru.
- „Jak wygląda w tym wieku życie seksualne Agnieszki?” – pyta inny, bo przecież jak polityka, to koniecznie trzeba mieszać ją z życiem intymnym artystki. Logika i klasa? A po co!
- „Kto się zajmie prawami tych nie-lgbt? Przecież to już niemal ludzie drugiej lub trzeciej kategorii.” – rzuca ktoś sarkastycznie, sugerując, że w Polsce chyba niedługo trzeba będzie wypisywać specjalne wnioski o normalność.
- „To, co się dzieje w Europie, to przyzwolenie na zalegalizowaną zbrodnię i powrót czasów pogardy.” – wtrąca ktoś w tonie dramatycznym, jakbyśmy właśnie oglądali zwiastun ponurej epopei wojennej zamiast śledzili bieżące komentarze w internecie.
Niektórzy są bardziej „konstruktywni” w swym gniewie:
- „Babciu, zapisz się do PiSu, będziesz szczęśliwa.” – radzi ktoś inny, bo najwyraźniej zmiana barw klubowych to klucz do pełni życia i spełnienia.
- „Może pani zamieszkać np. w Korei Pn.” – dorzuca inny czytelnik, gotów wysłać reżyserkę na egzotyczne wakacje w krainę rakiet i wodzów o wiecznych uśmiechach.
Holland narzeka, że zmiany idą wolno, a prezydent gra na korzyść opozycji. Cóż za szok i niedowierzanie! Kto by pomyślał, że politycy nie biegną po skrypty napisane przez reżyserów? Jeśli zaś idzie o PSL, to dostaje się im za blokowanie ustaw o związkach partnerskich i prawach kobiet. Internauci zdają się tym niespecjalnie przejmować. Dla nich kolejne wypowiedzi Holland to raczej kabaret niż racjonalna analiza. Ktoś proponuje, by następnym razem nakręciła horror, w którym ministrowie krążą po Sejmie z wyciągniętymi rękami i szepczą: „Prawa kobiet… prawa kobiet…” Jak widać, groteska i czarny humor to polskie danie narodowe, serwowane zawsze na zimno.
Żeby nie było, reżyserka ma swoich obrońców i fanów, ale w tym stadku sarkastycznych wilków trudno ich dostrzec. Nawet kiedy ktoś wznosi się na wyżyny obrony, tonie to w gęstym sosie zjadliwych komentarzy. Efekt? Mamy narodową rozrywkę: rolowanie celebrytki, która ośmieliła się oczekiwać od polityków czegokolwiek więcej niż wspólnego zdjęcia na tle dumnie powiewającej flagi.
Na tym tle rodzi się prosty morał: jeśli jesteś sławnym reżyserem z poglądami na politykę, przygotuj się na to, że internet urośnie ci do postaci wielkiego, złośliwego stwora. Będzie cię kąsał, kręcił głową z dezaprobatą, doradzał przeprowadzkę do innego kraju, a nawet zaglądał do sypialni. W końcu czegoś się spodziewałaś, prosząc o bardziej otwarty dialog? W polskim internecie dialog wygląda tak, jakbyśmy grali w szachy, podczas gdy na boisku obok toczy się mecz rugby, a kibice rzucają petardy i wyzwiska.
Cóż, może i Holland wie, jak nakręcić dobry film, ale opanowanie scenariusza polskiej polityki i publicznej debaty to zupełnie inna para kaloszy. Tu nie ma reżysera, który może krzyknąć „Cięcie!” i kazać aktorom zagrać lepiej. Szkoda, bo czasem brakuje nam profesjonalnej korekty dialogów. Na razie zostaje nam głośny rechot i ironiczne komentarze anonimowych internautów. Jeśli zaś potrzebujemy optymizmu, to może lepiej posłuchać relaksującej muzyki albo przypomnieć sobie jakąś komedię. W końcu w tym całym kabarecie ktoś musi się jeszcze od czasu do czasu uśmiechać.
Przymusowa “edukacja seksualna”, którą rząd Tuska planuje objąć wszystkie dzieci w szkołach, ma być oparta na wynikach “badań naukowych”. Jakie to “badania”?
Zbigniew Izdebski, koordynator podstawy programowej do nowego przedmiotu, jest od lat powiązany z Instytutem Kinseya. Założyciel tego Instytutu Alfred Kinsey współpracował z hitlerowskim zbrodniarzem Friedrichem von Balluseckiem, komendantem okupowanych przez Niemców w trakcie II wojny światowej miast Tomaszów Mazowiecki i Jędrzejów. Balluseck odpowiada za liczne zbrodnie na Polakach, w szczególności za seryjne gwałty na polskich dzieciach, opisane ze szczegółami w dziennikach przekazanych następnie do “badań” Kinseyowi. Balluseck wybierał sobie schwytane polskie dzieci do gwałtów dając im wcześniej “wybór” – seks albo komora gazowa. Wspomnienia zbrodniarzy takich jak Balluseck Alfred Kinsey przekształcił następnie w “dane naukowe” na temat seksualności dzieci. Właśnie tego typu “badania” stoją za współczesną “edukacją seksualną”.
Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski, którego rząd Tuska mianował koordynatorem zespołu tworzącego podstawę programową do obowiązkowej “edukacji seksualnej” w szkołach, jest nazywany “polskim Kinseyem”. Sam Izdebski to długoletni współpracownik Instytutu Kinseya – seksuologicznej instytucji “naukowej”. W 2010 roku Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł pod tytułem “Nasz człowiek w Instytucie Kinseya”, w którym napisano:
“Wyróżnienie to zostało przyznane Profesorowi jako wyraz uznania dla jego pracy badawczej oraz wkładu w rozwój naukowy Instytutu Kinsey’a. Prof. Izdebski jest jedynym Polakiem, którego zaproszono do tego grona badaczy.”
Co to za Instytut i kim był Alfred Kinsey?
Kinsey to amerykański biolog, który prowadził badania nad owadami, a następnie zajął się “badaniami seksuologicznymi”. Kinsey znany był z licznych homoseksualnych relacji ze swoimi studentami i współpracownikami. W trakcie wyjazdów ze studentami organizował m.in. “sesje grupowego onanizmu”. Kinsey ożenił się z kobietą, z którą pozostawał w “otwartym związku” – zarówno on jak i ona wchodzili w seksualne relacje z innymi osobami.
Jego najbardziej znanymi publikacjami są tzw. Raporty Kinseya opublikowane w latach 1948 i 1953. Wedle “badań” Kinseya, ponad połowa Amerykanów zdradza swoje żony, a 26% Amerykanek mężów. Kinsey twierdził też, że 10% Amerykanów to homoseksualiści, a 37% miało w swoim życiu przynajmniej jedno doświadczenie homoseksualne. Z “badań” wynikało też, że wielu młodych Amerykanów utrzymuje stosunki seksualne ze zwierzętami.
Skąd Kinsey wziął te liczby, które nawet dzisiaj wydają się radykalnie zawyżone, a co dopiero gdy odnieść je do społeczeństwa lat 30-40 XX wieku?
Alfred Kinsey na swoją grupę “badawczą” wybrał przede wszystkim… przestępców seksualnych, do których miał łatwy dostęp w więzieniach, homoseksualistów, prostytutki płci obojga i ochotników, którzy chętnie opowiadali o swoim życiu seksualnym. Nic dziwnego, że przy tak dobranych respondentach, raporty stworzyły obraz zakłamanej i rozwiązłej Ameryki. Wyniki “badań” przeprowadzone na takiej właśnie grupie przełożono następnie na całe społeczeństwo amerykańskie. Na tej podstawie ogłoszono konieczność dalszego “wyzwolenia seksualnego”, a Raport Kinseya dostarczył paliwa rozpętanej wkrótce obyczajowej rewolucji seksualnej.
Alfred Kinsey uważał też, że maleńkie dzieci, już noworodki, są zdolne do “pełnych przeżyć seksualnych”. Na jakiej podstawie doszedł do takich wniosków? Skąd uzyskał dane mówiące o tym, że dzieci już od pierwszych dni swojego życia są “gotowe na seksualną aktywność”? Współpracował z pedofilami, którzy gwałcili dzieci i opisali mu wszystko ze szczegółami.
Jednym ze współpracowników Alfreda Kinseya był Friedrich von Balluseck. To niemiecki prawnik i nazista, od 1930 roku członek Oddziałów Szturmowych NSDAP. W trakcie wojny Balluseck był komendantem okupowanego przez Niemców Tomaszowa Mazowieckiego, a następnie komendantem Jędrzejowa. Korzystając ze swojej funkcji dopuścił się licznych zbrodni na Polakach, w szczególności seksualnego wykorzystywania polskich dzieci. Friedrich von Balluseck z pedantyczną dokładnością prowadził dziennik, w którym szczegółowo opisał dokonane przez siebie gwałty na polskich dzieciach. Zgodnie z powojennymi doniesieniami prasowymi, Balluseck dawał schwytanym dzieciom “wybór” – “albo komora gazowa, albo ja”.
Po wojnie Friedricha von Ballusecka okrzyknięto “najważniejszym pedofilem w kryminalnej historii Berlina”, odpowiedzialnym za “seksualne wykorzystywanie dzieci przez ponad trzy ostatnie dziesięciolecia”. Balluseck nawiązał kontakt z Alfredem Kinseyem, któremu przekazał swój dziennik. Kinsey prosił hitlerowca o dokumentacje pedofilskich zbrodni i sugerował mu, aby “był ostrożny” i “pilnował się”, pomagając tuszować przestępstwa Ballusecka.
Kinsey współpracował także z innymi pedofilami. Zebrane od nich informacje przekształcił następnie w “dane naukowe” dotyczące seksualności dzieci. Jego współpracownicy i kontynuatorzy przyznali, że Kinsey zachęcał pedofilów do molestowania dzieci i przesyłania do Instytutu Kinseya informacji o pedofilskich zbrodniach. Właśnie to, razem z ankietami przeprowadzanymi wśród gwałcicieli, prostytutek i przestępców seksualnych, dało fundamenty dla współczesnej seksuologii i “edukacji seksualnej”.
Stworzone w Niemczech Standardy Edukacji Seksualnej, wedle których ma być prowadzona “edukacja seksualna” w polskich szkołach, zakładają, że dziecko jest “istotą seksualną” od początku swojego życia, dlatego “edukację seksualną” trzeba prowadzić już od urodzenia, oswajając dzieci z masturbacją i homoseksualizmem. Standardy Edukacji Seksualnej zakładają również, że w dzieciach w wieku 6-9 lat należy rozwijać umiejętność wyrażania zgody na seks. Warto w tym momencie przypomnieć, że Zbigniew Izdebski to uczeń prof. Andrzeja Jaczewskiego, który opowiadał się za legalizacją seksu dorosłych z dziećmi. Zdaniem Jaczewskiego, dobrowolne i świadome kontakty seksualne dorosłych z dziećmi od 9 roku życia nie powinny być karalne, a pedofile są rzekomo często dobrymi wychowawcami. Pogląd ten zbiega się z niemieckimi wytycznymi mówiącymi, że 9-letnie dzieci powinny uczyć się o pierwszych doświadczeniach seksualnych i wyrażaniu zgody na seks. W tym kontekście istotna jest także informacja, że Zbigniew Izdebski jako pierwszy Polak w historii został uhonorowany medalem przez Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Naukowych Badań nad Seksualnością (DGSS) za „szczególne zasługi w dziedzinie badań nad seksualnością człowieka i edukację seksualną”. Prezesem DGSS był homoseksualista Helmut Kentler, który w ramach „eksperymentu seksuologicznego” przez 30 lat przekazywał bezdomne dzieci do adopcji pedofilom.
Andrzej Jaczewski nazwał Zbigniewa Izdebskiego, swojego ucznia i współpracownika, “polskim Kinseyem”. Teraz, ten “polski Kinsey” odpowiada za stworzenie podstawy programowej do przymusowej “edukacji seksualnej”, którą rząd Tuska chce objąć wszystkie dzieci w szkołach już od 1 września.
Wedle ujawnionej przez MEN podstawy programowej, powstałej pod kierunkiem Zbigniewa Izdebskiego, dzieci już od 4 klasy szkoły podstawowej mają uczyć się m.in. o masturbacji, LGBT, różnych “orientacjach seksualnych” i “tożsamościach” płciowych, rodzajach związków nieformalnych i homoseksualnych, rozwodach, aborcji, antykoncepcji, bezdzietności, popędzie seksualnym, wyrażaniu zgody na seks oraz różnych formach aktywności seksualnej.
Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski odpowiada za treść i kształt podstawy programowej do przymusowej “edukacji seksualnej” mającej wejść do szkół 1 września 2025 r. Sprawa, którą opisujemy, miała miejsce w 2004 roku, w trakcie rządów lewicy (SLD), aktualnego koalicjanta Donalda Tuska.
W okresie kwiecień-maj 2004 na terenie całego kraju prowadzono “badania naukowe” pod kierownictwem Zbigniewa Izdebskiego. W ramach tych “badań” do 5 000 uczniów szkół ponadgimnazjalnych skierowano specjalną ankietę. W trakcie, gdy uczniowie odpowiadali na pytania, nauczyciele i wychowawcy musieli opuścić klasę. Ankietę realizowały osoby z zewnątrz, uczniom nieznane. Rodzicom powiedziano ogólnie, bez żadnych szczegółów, że celem ankiety przeprowadzanej wśród ich dzieci jest:
“poznanie poglądów i doświadczeń młodzieży związanych z różnymi sprawami (…)”
O jakie to “różne sprawy” chodziło Izdebskiemu? Uczniów zapytano m.in. o to:
– czy już się masturbowali?
– ile razy świadczyli już płatne usługi seksualne za pieniądze lub ubrania czy kosmetyki?
– z kim zwykle oglądają pornografię?
– jaki rodzaj pornografii oglądają i czy jest to np. seks ludzi ze zwierzętami lub seks grupowy?
Uczniom kazano także przypomnieć sobie swój pierwszy stosunek seksualny oraz odnotować, czy było im wtedy dobrze i czy czuli podniecenie. Kazano również uczniom ustosunkować się do takich twierdzeń jak:
– niektóre 13-letnie dzieci są już na tyle dojrzałe, że nie ma nic złego w tym, jeśli będą współżyć z osobą dorosłą,
– wielu chłopców nieświadomie pragnie zgwałcić dziewczynę.
W ankiecie zadano uczniom również następujące pytanie:
“Jak bardzo prawdopodobne jest, że zdecydowałbyś się na stosunek seksualny z dzieckiem, gdybyś był pewien, że nikt się nie dowie i nie będziesz za to ukarany?”
Skąd my to znamy?
“gdybyś był pewien, że nikt się nie dowie i nie będziesz za to ukarany?”
gruby?
Łączona przez IPN ze sprawą tragicznej śmierci ks. Franciszka Blachnickiego Jolanta Gontarczyk-Lange w przeszłości pracowała w ministerstwie spraw wewnętrznych i administracji. Resortem zarządzał wówczas obecny członek Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz. O zatrudnieniu byłej tajnej współpracownicy SB przypominano po ostatnich głośnych wypowiedziach Kalisza. Odkopano też dokument, w którym ten tłumaczył powierzenie TW “Panna” stanowiska dyrektora.
Jola trucicielka
Zbigniew D.
Rosja obecnie wydaje na obronność i sprzęt wojskowy dwie piąte budżetu (40%!). Po uwzględnieniu kosztu żołdów Moskwa przeznacza na swe siły zbrojne więcej niż Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Polska razem wzięte – podkreśla “Economist”.
W tym roku kilka europejskich krajów, jak Włochy czy Hiszpania, nadal nie przeznacza na zbrojenia nawet wymaganych przez NATO 2 proc. PKB.
“Kocham swój kraj” świetna piosenka. Odzwierciedlenie rzeczywistości dowcipnie
Wygląda jak Erich Honecker przed wnebowzięciem
Ja chciałem się zwróci do pana w sprawie poważnej, milionów złotych, które zostały rozkradzione i to już za nowej władzy, w sprawie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, z panią posłanką Marceliną Zawiszą weszliśmy tam z kontrolą poselską. Chodzi o program “Czyste Powietrze”. Chodzi o to, że nieuczciwe firmy rozkradały na bardzo dużą skalę publiczne pieniądze, a w ostatnim momencie tysiącom uczciwych ludzi powiedziano, że państwo właściwie ich zawiedzie – mówił dzisiaj w Sejmie Adrian Zandberg.
Ile osób w Stepnicy wtopiło na porgramie “Czyste powietrze”?
Coś za piękne to było …
Kapłanka ? Ta kapłanka to mały pikuś. Co wymyślił obecny premier i co podpisał z Ukrainą to włos się jeży na głowie. Dlaczego żadne media o tym nie mówią? https://www.youtube.com/watch?v=9od5wU_RmIU
Co się dzieje ? Kto potrafi Nam to wytłumaczyć?
EEeeee tam, POlski film, POlscy aktorzy.
Nuda Panie.
Bareją trochę zalatuje ale jeszcze za mało …
normalnie wojnę wywołali i nic
Pani Holland miała zawsze bardzo wygórowane wymagania wobec bliźnich.
Swego czasu wypruła się z wnętrzności i zdradziła, że jej marzeniem nie jest bycie znaną reżyserką tylko prawdziwą kapłanką umysłów ludzi. Taki zjeb.
Jej córka jest LGBT z czym komunistka nie potrafi się uporać albo to zracjonalizować, że czasem tak bywa i nie każdy potrafi to wziąć w cało i po prostu opiekować się i chronić.
Ona teraz pójdzie w pierwszym szeregu ze sztandarem LGBT!
A to jest z ogromną szkodą dla ludzi, którzy są co prawda są inny niż my, ale i tak podzielają nasze wartości.
Szkoda po prostu tych dobrych ludzi, którzy tak mają, ale chcą dalej być razem ze Społeczeństwem, służyć dla jego dobra i czynić dobro.
Holland próbuje ich wezwać na barykady aby się spalili dla jej chorych ideii i egoistycznego poczucia misji ….